Khan ma lekki autyzm i dość tego, że po 11 września każda śniada twarz budzi niechęć lub lęk. Jest łagodny, przyjacielski i naiwny. Cierpliwie wyjaśnia, że jako Hindus nie ma nic wspólnego z ideologią, ani religią zamachowców. Wreszcie postanawia sprostować tę kwestię u źródeł – spotkać się z prezydentem USA i powiedzieć mu: ’Nazywam się Khan’ i nie jestem terrorystą. Musi w tym celu odbyć długą podróż i napotkać na swojej drodze wielu ludzi, którzy różnie wpłyną na jego sposób postrzegania świata.
Film trwa prawie 3h (!), przez wschodni typ opowiadania – ciągłe powtarzanie głównego wątku przeplatanego retrospekcjami i zabawnymi epizodami. Mimo to wzruszyła mnie ta gorzkawa historia, tak niepodobna do standardów Bollywood – bez śpiewów i tańców, za to dużo w niej ciepłego humoru i pozytywnego klimatu.