’Musimy porozmawiać o Kevinie’, ale tym razem
nie o tym, który w każde Święta nawiedza któryś
z kanałów TV, tylko o nastolatku zatruwającym życie matce już od fazy płodu. Takie skrzyżowanie
’Dziecka Rosemary’ z Damienem z ’Omenu’.
Męcząca ciąża, zakończona trudnym porodem rozpoczęła koszmar wychowywania wyrachowanego złośliwca. Dzięki zaburzonej chronologii od początku wiemy, że stało się coś strasznego, tylko co?
Takie kino antyfamilijne, a nawet antykoncepcyjne. Mocno podnosi ciśnienie i obniża instynkt macierzyński,
ale zdecydowanie godny polecenia.
’Kevin sam w domu’ – komentarz wydaje się zbędny. Tęsknię za czasami dzieciństwa, kiedy w Święta TV wałkowała Potop i Krzyżaków.